Rosjanie przeżywają renesans religii w swoim kraju. Po upadku komunizmu coraz więcej ludzi odwiedza cerkwie i zwraca się ku tradycyjnej kulturze Rosji – prawosławiu. Często pada pytanie, jak to możliwe że naród rosyjski „porzucił” komunizm tak samo szybko jak w 1917 „wyrzekł się” wiary i zaufał nowej ideologii.
Jurij Chaszczewadzki – autor filmu „Bogowie sierpa i młota” – analizuje to zjawisko zajmując się głównie relacjami religii i sowieckiej ideologii. Moskwa miała stać się kolejnym Rzymem, w którym rolę nowego Mesjasza miał odegrać Lenin. Cała sowiecka ikonografia, obyczaje, sposób sprawowania władzy i świętowania czerpały wzory z prawosławia. Film Chaszczewadzkiego oparty jest w głównej mierze o archiwalia filmowe. Autor – konfrontując ze sobą sceny zarejestrowane w różnych fazach historii ZSRR – opatruje je osobistym komentarzem.
W ten sposób wciągani jesteśmy w filmowy esej o niebywałej precyzji a jednocześnie poruszający nasze emocje. Od czasu „Zwyczajnego Faszyzmu” Romma nie było takiego gorzkiego obrazu historii – tyle tylko, że tym razem rosyjski reżyser rozprawia się nie z cudzą, niemiecką przeszłością – tylko z własną – sowiecką…
Od początku historii w Rosji, władza i religia były ze sobą ściśle powiązane. Czasami władcy występowali przeciw duchownym, kiedy indziej zaś działali razem. Tak naprawdę naród rosyjski od zawsze uwikłany był w niekończącą się „grę” władzy i cerkwi prawosławnej. Raz ludzkimi sercami i umysłami rządził Kościół, innym razem carowie, zaś po rewolucji październikowej władza komunistyczna. To właśnie dlatego Rosjanie zawsze potrzebowali wyraźnych drogowskazów. Zawsze musiała to być wiara, niezależnie od tego czy była religią czy komunistyczną ideologią. Być może właśnie dlatego naród rosyjski z taką łatwością zmieniał swoich „bogów”. W czasach gdy bogiem była partia komunistyczna cerkiew walczyła przeciwko niej w sposób bohaterski. Tak przynajmniej sądzi dzisiaj większość ludzi. Jednak jak mówi jeden z bohaterów filmu Gieorgij: „Kiedy zaczęto chować członków partii zrozumiałem, że wszyscy oni tak naprawdę są hipokrytami. Wierzą w partię, ale kiedy są chowani, prawie zawsze nad trumną odprawiane jest nabożeństwo żałobne…”
Gieorgij Kowalenko, dziś dyrektor cmentarza Novodiewiczego w Moskwie, jeszcze 5 lat temu pracował tam jako grabarz. Chował on nie tylko Breżniewa, Susłowa, Andropowa, Czernienkę, a nawet Chruszczowa. Nigdy nie wstąpił do partii, ponieważ wierzył w boga. Dziś po upadku komunizmu, wierzy nadal, ale nie chodzi do cerkwi. „Nie chodzę do cerkwi, bo uważam że księżą są – przepraszam za wyrażenie – hipokrytami. W porównaniu do zwykłych ludzi prowadzą takie próżniacze życie…” – mówi Gieorgij.
Ilu ludzi w Rosji myśli tak jak Gieorgij? Trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie. Jedno jednak jest pewne. Gdyby Rosjanie nie szukali zawsze wyraźnych drogowskazów, gdyby nie potrzebowali „silnej ręki”, która ich poprowadzi, niemożliwe byłoby tak łatwe pomylenie wiary i ideologii. A o tym właśnie opowiada film Jurija Chaszewadzkiego.